Skocz do zawartości
Forum

Związek na siłę


Rekomendowane odpowiedzi

Jestem z chłopakiem 3 lata. Od samego początku on wrzucił mnie w swój świat. Praca, rodzina, zaborcza matka, ojciec zmieniajacy poglądy z minuty na minutę. Mieszkałam z nimi partner nie widział wsxystkich krzywd jakie wyrządziła jego rodzina, zawiedziona wyprowadziłam się bo wszystkie krzywdy jakich doznałam kojażyłam z nim. Załamałam się, 3 miesiące płakałam bo miałam wyrzuty sumienia, on nie dawał za wygrana. Mimo iz z nerwow na jego widok wymiotowałam, wróciłam i z czasem po pół roku poprawiło się. On przygotował mieszkanie, mimo iz za scianą rodziców. Zaczeło sie układać. Otworzylismy firmę ale i tak w pewnych kwestich bylismy uzaleznieni od jego rodziny. Zsreczylismy się. Oststnie pół roku znowu cos sie popsuło, on gna do przodu a ja nie wyrabiam tempa.przyszedł moment ze zaczełam się bardzo źle przy nim czuć. Tak samo jak dwa lata temu kiedy odeszłam. Obecnie jestem z nim na siłę. Ale nie mam serca odejść od niego, nie moge patrzec na jego krzywde. Pojechałam do siostry na pare dni, i mam wyrzuty sumienia ze nie piszę, ze nie odzywam się, ze go zostawiam, przykro mi że odsuwam się od niego.Ja wiem że on długo tak nie wytrzyma i nie bedzie czekał. A ja mimo tych odczuć nie potrafie isc dalej bo wiem że każde moje posunięcie, nowa praca. Oddala mnie od niego. Jestem załamana od 2 tygodni nic nie jem. Wszystko co miałam postawiłam na ten związek. I chciałabym tworzyć z nim dobrą parę a nie potrafię oszukać tego co we mnie siedzi. Mieszkam u siostry a nie potrafię pogodzic sie z takim stanem rzeczy.

Odnośnik do komentarza

Już sam tytuł mówi, jaki ma sens cała ta sytuacja, czyli żadnego.
Dlaczego zakładasz któryś raz ten sam temat? Przecież pisałaś już o tym tutaj:
http://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/1318281,stany-depresyjne-i-stres-przez-partnera-a-ratowanie-zwiazku
Czego oczekujesz? Że znajdzie się wreszcie ktoś, kto będzie Cię mamił obietnicami że wszystko będzie dobrze(w sumie tacy się zdarzają, a robią to po to żeby podbudować się nieszczęściem osób takich jak Ty) żebyś mogła mieć jakiś powód do dalszego tkwienia w tym bagnie po uszy?
Nic się nie zmieniło, więc podtrzymuję swoje zdanie które wyraziłam w poprzednim wątku. Jeszcze dodam jedną rzecz, która już wtedy przyszła mi do głowy: napisałaś tam że "pewne sytuacje" ze strony mają na Ciebie negatywny wpływ. Moim zdaniem specjalnie używałaś takich ogólnikowych określeń po to, żeby nie pisać wszystkiego, bo gdybyś dokładnie opisała sytuację to wyglądała by na jeszcze trudniejszą niż teraz i stawiała by Twojego partnera w mniej korzystnym świetle.
Podsumowując, mam wrażenie, że piszesz po to by usłyszeć to co chcesz usłyszeć. Sorry, ja w to nie wchodzę, nie zrobię tego, bo nie pomogłabym Ci tym tylko zaszkodziła. A Ty sama siebie niedługo wykończysz takim podejściem. Może masz już tak osłabioną psychikę że nie jesteś w stanie niczego zrobić, to w takim razie jak najszybciej skorzystaj z pomocy psychologa.

Odnośnik do komentarza

Katrini, skoro zdajesz sobie sprawę, że tworzysz z chłopakiem tylko związek na siłę, że nie jesteś z nim szczęśliwa, że męczysz się w jego obecności, że wolisz być sama, mieszkać z siostrą niż mieć go blisko przy sobie, to chyba mój komentarz jest zbędny. Sama sobie odpowiedziałaś na pytanie, czy chcesz dalej tkwić w tej relacji. Dziewczyno, przejrzyj na oczy. Już raz odchodziłaś i niepotrzebnie wracałaś do partnera, bo jak widać, nic się nie zmieniło. Jest chyba jeszcze gorzej. Nie zmusisz się do miłości, jeśli tego nie czujesz. Oczywiście, to Twoje życie i Twoje wybory, więc zrobisz, co uznasz za stosowne. Zdaję sobie, że wiele "zainwestowałaś" w ten związek. Pomyśl jednak o sobie, dotrzyj do uczuć i emocji, które odczuwasz, a które chcesz stłamsić... Zaufaj sobie! Pozdrawiam i życzę dojrzałych refleksji nad związkiem!

Odnośnik do komentarza

Byłam u psychologa, i też mówiła mi że powinnam to zakończyć, jednak ja nie potrafię podjąć decyzji. Cały czas łudzę się, że mi przejdzie i dalej będzie wszystko dobrze. Narzeczony w stosunku do mojej osoby jest bardzo czuły i wyrozumiały, cały czas przypominam sobie chwile kiedy, pierwszy raz powiedział że mnie kocha, kiedy wstając rano od razu przybiegał i całował mnie, czasem nawet tak bez powodu przychodził i obcałował każdy kawałek mojej twarzy i wracał do swoich zajęć, pomagał mi w domu, czasem sam po obiedzie zmywał naczynia, albo kiedy byłam zmęczona robił mi herbatę. Troszczył się o to aby zawsze mi było ciepło, abym nie zapominała czapki. Albo Ja kiedy jeszcze dwa miesiące temu zbudziłam się w nocy bo śniło mi się że odszedł, widząc go śpiącego koło mnie poczułam ulgę i wtuliłam się jego ramię. Albo kiedy podróżowaliśmy motorem, czułam się bezpiecznie, i wtulałam się mocno dając do zrozumienia " kocham cię". Mam w sobie pełno emocji z którymi sobie nie radzę. W jednej chwili mówię sobie że lepiej mi będzie bez niego, bo tam gdzie mieszkamy jestem nieszczęśliwa, jest cała jego rodzina przed która cały czas mam się na baczności.Jego rodzina od której zaznałam dużo złego, przed która nie był w stanie mnie obronić. A w drugiej chwili zanoszę się płaczem, bo jest mi niesamowicie przykro że go zostawiłam, że jest tam sam, że mieszkanie beze mnie jest zimne i puste, bo wiem że mnie kocha i planowaliśmy wspólną przyszłość, podróże. Nie potrafię, nie mam siły odejść, bo cały czas mam gdzieś nadzieje która nie pozwala mi odpuścić. Nie chcę szukać nowej pracy, czy zabrać rzeczy z mieszkania bo czuję się nie fair wobec niego. Czy miłość do niego tak bardzo mnie pogrążyła psychicznie, że nie potrafię sama podejmować decyzji? Mam w sobie tyle żalu że jestem w takiej sytuacji, tyle wyrzutów sumienia, tyle poczucia winy. Rozmawiałam z nim dużo, On "chce naprawiać błędy" i dużo już się nauczył. Zapytał co w takiej sytuacji może zrobić aby mi pomóc? A ja nie wiem co mam mu powiedzieć. Żadne rozwiązanie nie przynosi mi ukojenia, ani separacja ani to że jestem z Nim.

Odnośnik do komentarza

Katrini
Byłam u psychologa, i też mówiła mi że powinnam to zakończyć

No widzisz, całkiem niegłupi psycholog Ci się trafił. Daj spokój, jak możesz mieć wyrzuty na myśl o tym skoro przez ten związek niedobrze Ci ze stresu, wymiotujesz, a potem nie jesz przez dwa tygodnie.
Pisałaś o dobrych chwilach, ale dotyczyły one tego co było na początku związku, czyli w odległej przeszłości. A poza tym co to znaczy, że "pomagał Ci w domu"? Oznacza to że w Waszym związku tylko on odpowiadał za Wasze utrzymanie, a tylko Ty za domowe obowiązki? Jeszcze parę pytań nasuwa mi się na myśl:
2. Skoro jego rodzice krzywdzili Cię i niszczyli Twój związek, Ty się po tym wyprowadziłaś a on zrozumiał co było źle i robił wszystko żeby to naprawić, to czemu nie wyprowadził się z Tobą w inne miejsce i nie odseparował się od nich, tylko przeniósł Was do lokum należącego właściwie do ich mieszkania?
3. Pisałaś w poprzednim wątku o "pewnych sytuacjach" które powodują, że partner działa na Ciebie stresująco. Jakie to sytuacje?
4. Jak konkretnie zachowuje się teraz jego rodzina?
Nie wiem, może Twoje odpowiedzi coś jeszcze rozjaśnią, ale na razie nie widzę, żebyś Ty była mu cokolwiek winna, na razie wygląda na to że jest w drugą stronę. Mówisz że żadne rozwiązanie nie przyniosło by Ci ukojenia. Ja myślę, że rozstanie w końcu by przyniosło, tylko powinnaś w takim wypadku uciąć kontakty z byłym a nie utrzymywać je i umożliwiać mu naciskanie na Ciebie i ciągle pozostawać pod jego wpływem. Jeszcze korzystniejsze było by połączenie tego z psychologiczną pomocą, a tej opcji jeszcze nie próbowałaś.
Możliwe że przez te lata ten związek i "wkład" jego rodziców w niego tak Cię zniszczyły psychicznie, że uzależniłaś się emocjonalnie od partnera, tak właśnie czasem bywa u tej pokrzywdzonej strony. I że potrzebujesz bardziej po tym bardziej kompleksowej pomocy, np dodatkowo psychiatry i specjalisty od zaburzeń odżywiania. Radzę Ci skupić się teraz wyłącznie na tym, w szczególności jak najszybciej zgłosić to że nie jadłaś nic od dwóch tygodni.

Odnośnik do komentarza

Nie wiem dlaczego tak bardzo stresująco On na mnie działa, były przykrości które mną wstrząsnęły, potyczki z jego rodzicami, i inne małe , które pokazywały mi że jestem nie szczęśliwa. Ale wiem że ja też jestem winna bo nie potrafiłam postawić na swoim, bo bałam się ze mnie zostawi. Przez taki strach tłamsiłam w sobie dużo uczuć. Ale wierzyłam ze będzie dobrze. On na początku związku w ogóle nie myślał aby odejść z rodzinnej firmy i domu, ale dla mnie sprzedał wszystko co miał( motor ,samochód, koparkę, inne drobne sprzęty) i wyremontował to lokum, otworzył firmę na mnie , inwestował w nią abyśmy szybciej byli niezależni. Mamy firmę sezonową , wiosna lato mamy mega dużo roboty produkcja lodów, wyjazdy na festyny, i jeszcze kawiarnia przy domu. Kawiarnia w której nie chciałam codziennie siedzieć, ale doszłam do wniosku iż zarabiając tam pieniądze więcej odłożymy i szybciej się wyniesiemy, sama nauczyłam się robić lizaki to dodatkowy zysk. Do końca ten plan nie podobał mi się bo w głębi duszy wiedziałam ze tam też będę w pewien sposób ograniczona z dala od rodziny. Ale miałam jakiś cel. Sezon się skończył i zero pracy ja w domu , gdzie nie czułam się dobrze. Nagle zaczęłam się tak czuć jak w złotej klatce. Miałam wszystko co każdy chce a ja jestem nieszczęśliwa. Tak naprawdę nie mam powodu aby go zostawiać, nie bije mnie, nie zabrania niczego, nie wylicza pieniędzy, zawsze staraliśmy się iść na jakiś kompromis, ja od początku związku tez nauczyłam się więcej mówić o tym co mnie boli. I teraz kiedy już tyle się nauczyliśmy to ja nie mam już siły do niczego. Nie na we mnie ani krzty radości. Myślę że nadzieja nie pozwala mi zakończyć tego, wiem że nawet jak odejdę będę cały czas myślała że może jeszcze się naprawi. I z tym się nie mogę pogodzić. I to chyba powoduje że tak źle się czuję, że to decydująca chwila.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

A czy problem nie polega na tym, że nie masz nikogo innego oprócz niego? Czy masz jakąś rodzinę, rodziców, kogoś na kogo możesz liczyć, bo wygląda to tak jakbyś nie miała i dlatego trzymasz się jego mimo takich a nie innych odczuć.

Odnośnik do komentarza

Mam rodzinę , która mnie z powrotem przygarnie i dadzą mi wsparcie.
Nie wyprowadziliśmy się gdzie indziej bo mieszkanie do którego się przeprowadziliśmy Ja zaprojektowałam i zaczęliśmy je remontować przed samym moim odejściem.
Boję się odejść bo wiem co stracę, i kogo, chciałabym aby było dobrze ale nie daję sobie szansy ani miejsca na próbę a chciałabym to zmienić. W momencie kiedy mam przed nim stanąć to od razu paraliżuje mnie. Wiem że jak odejdę to zaprzepaszczę szansę na cokolwiek. I tylko przeciągam wszystko w czasie.

Odnośnik do komentarza

Co masz do stracenia? Kogoś, z kimś jesteś bardzo nieszczęśliwa, z którym związek wyniszcza Ci psychikę i organizm. I chyba już w tym momencie najważniejsze nie jest to, czyja to jest wina, czy w ogóle ktoś jest temu winien. Liczy się to, że tak jest. Wygląda na to, że zmieniając taką sytuację dużo więcej zyskasz niż stracisz, zresztą sama się zastanów i zrób sobie taki bilans. A w ogóle to jak teraz się mają Twoje zdrowotne sprawy, zaczęłaś normalnie jeść, nadal masz mdłości, wymioty?

Odnośnik do komentarza

Proponuję Ci porozmawiać z nim. Jeśli on Cię kocha tak samo jak Ty opisujesz. To wszystko powinien zrozumieć. Nie każ izolować się jemu od rodziny. Spróbujcie znaleźć inne mieszkanie. Jeśli Cię kocha to zrozumie, że potrzebujesz tego. Wasze szczęście w życiu zależy od tego co on teraz może włożyć do waszego życia. Jeśli będzie gotowy na przeprowadzkę to jest to wspaniały facet. Wielu z nich ma utarte zachowania i nie łatwo im się zmienic. Zrobisz jak uważasz. Ale jeśli nie będzie możliwości przeprowadzki ani dogadania się z jego rodzina żeby nie interesowali się waszym życiem, mają własne to spróbuj poważnie przemyśleć to czy naprawdę zależy mu na Tobie. Jesteś wspaniała osoba i jeśli twój partner nie będzie chciał udowodnić że mu zależy to powiedz mu że nie dasz tak rady bo to Cię niszczy od środka i niszczy wasz związek. Pozdrawiam i trzymam kciuku żeby było dobrze :)

Odnośnik do komentarza

Już wiem że jestem osobą " kochającą za bardzo" wszystko co robiłam to tak aby partner był zadowolony, mam do niego ogromny szacunek i bardzo chciałam aby nam się udało. Jest To pierwszy mężczyzna który odwzajemnił moje uczucia , i teraz kiedy coś we mnie się wypaliło nie potrafię tego ukryć, tego żalu smutku i rozpaczy. Mam przez to ogromne poczucie winy. Wpadłam w depresję, nie mam już chęci do jakiego kolwiek działania. Byłam na wizycie u Psychiatry dostałam tabletki antydepresyjne. Nie mogę się pogodzić z tym że tak źle się czuję przy osobie która powinna mi być najbliższa. On jest powodem tego stanu, a chciałby zrobić wszystko aby mi pomóc. Jest to dla mnie największa tragedia.

Odnośnik do komentarza

Nie jest prawdą że on powinien być dla Ciebie najbliższą osobą. To przez niego i jego rodzinę czujesz się teraz jak się czujesz, nie jesteś mu nic winna. Masz pełne prawo w każdej chwili odjeść.
Jednak po tym co piszesz tutaj wygląda na to, że już sporo zrozumiałaś z tego co było:

Katrini
Już wiem że jestem osobą " kochającą za bardzo" wszystko co robiłam to tak aby partner był zadowolony

Napisz jak to jest z Twoim jedzeniem teraz, to bardzo ważne, od tego zależy Twoje zdrowie i życie.

Odnośnik do komentarza

Z jedzeniem jest tak samo, raz dziennie zmuszę się do jakiegoś posiłku. Siostra gotuje więc zawsze mi coś wciśnie.
Powiedziałam partnerowi jak się czuję i że będę brała leki, rozstajemy się. Powinnam czuć ulgę ale mam poczucie winy,przykro mi że tak się dzieje, ciągle mam nadzieję że mój stan się poprawi i wróci wszystko do normy. Najgorzej jest rano kiedy nie mam siły i motywacji aby podnieść się z łóżka,chciałabym tylko spać i spać. Mam nature neurotyka i boje się że zmarnuję sobie tym życie. Jeszcze do tego depresja to już całkiem odbiera mi siły do czego kolwiek.

Odnośnik do komentarza

Ja myślę ,że teraz głównym powodem Twojego złego samopoczucia jest depresja,dlatego lecz się i korzystaj z psychoterapii,
w sumie to można powiedzieć ,że przez jego rodzinę zniszczyłaś sobie psychikę,ale jak tłumaczysz sobie to zdanie:

"W momencie kiedy mam przed nim stanąć to od razu paraliżuje mnie." - dlaczego?
Dlatego ,że masz jemu coś do zarzucenia ,czy sobie?

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Wszystko ma swoje granice wytrzymałości, miłość też. Po tym czego doświadczałaś przez ładnych parę lat to nie Twoja wina, że się wypaliła.
Mówisz że Twoją winą jest to, że zbyt mało zdecydowanie reagowałaś na opór teściów, ale to pewnie i tak by niczego nie zmieniło, bo Ty "jesteś na nieswoim i się rządzisz", to partner jest od tego by reagować w takich sytuacjach i rozmawiać ze swoimi rodzicami, których też w sumie zna o wiele lepiej. to że tego nie robił to skrajna nieodpowiedzialność i zachowanie nie dojrzałego mężczyzny a rozpieszczonego dzieciaka który chce ciasteczko mieć i ciasteczko zjeść.
Pomijając tę konkretną sytuację, zbyt słaby opór strony krzywdzonej nigdy nie tłumaczy strony krzywdzącej i dużo więcej winy jest zawsze po jej stronie.
Także nie masz sobie nic do zarzucenia, nie masz się za co obwiniać, staraj się nie wracać do przeszłości i nie zadręczać się myślami "co by było gdyby". Z czasem powinno Ci to przychodzić coraz łatwiej w końcu dojdziesz do siebie i odzyskasz spokój, ale to musi potrwać. Chodzisz do psychologa, to powinno Ci to w tym pomóc.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...