Skocz do zawartości
Forum

Obsesja czy miłość?


Rekomendowane odpowiedzi

Nie pomogło mi google, więc może tutaj Wy coś podpowiecie ale najbardziej zależy mi na opinii eksperta gdyż chciałabym mieć pewność.
Na wstępie powiem że sytuacja dotyczy dwojga dorosłych ludzi (31,29 lat). Zachowanie wskazuje na parę nastolatków to też może dlatego jest ona trudna.
Jakiś czas temu znajomy zaczął o mnie zabiegać. I jak to bywa w takich akcjach wspólne wieczory, dni, spędzanie coraz więcej czasu ze sobą itd. On zaangażował się emocjonalnie ja jeszcze nie. Nie powiedziałam że nic z tego nie będzie tylko poprosiłam o więcej czasu. Wystarczało mi to że od czasu do czasu się spotkaliśmy, gdzieś wyjechaliśmy, coś razem zrobiliśmy i że jest ktoś. Ale szczerze i otwarcie powiedziałam że nic do niego nie czuję i proszę o więcej czasu na poznanie się wzajemnie. Wydawało mi się że to zrozumiał i zaakceptował. Wydawało mi się to bardzo dobre słowo.
Wydawał mi się osobą spokojną, stabilną, dojrzałą dopóki nasz kontakt był fajny, bezproblemowy...wiecie o co chodzi? Gdy wszystko jest super, nie ma jeszcze żadnych kłótni, gdy wszystko w tej nowej osobie nam odpowiada. Pierwsze problemy zaczęły się po tym jak zwróciłam mu tylko uwagę że nie spodobało mi się jego jakieś zachowanie. Napisałam mu to i może to był błąd. Najpierw napisał że rozumie, docenia szczerość itp. Dał mi do zrozumienia że to dojrzały facet z którym można rozmawiać, który nie strzela focha bo zwrócono mu na coś uwagę, że ma świadomość że nie które rzeczy zwyczajnie innych bolą, przeszkadzają i warto rozmawiać by jakoś załagodzić zaistniałą sytuację. Jednak zaczął mnie traktować inaczej. Przestał się odzywać kompletnie i gdybym do niego nie zadzwoniła to do dzisiaj nie wiedziałabym przede wszystkim o co chodzi a po drugie dalszej znajomości by nie było. Zawalczylam wtedy po raz pierwszy gdyż uznałam że warto. To że nic nie czułam wtedy do niego nie oznaczało że mamy kończyć. Przecież miłość nie przychodzi w tydzień. Kolejne czerwone światło zapalone zostało gdy okazało się że nie można podnieść na niego głosu, zirytować się. Musiałabym być wiecznie uśmiechnięta. Jesteśmy dorośli, każdy ma swoje problemy, nie ma tak że zawsze jest fajnie. Nie obrażałam go ja tylko podnioslam głos gdy mówiłam mu że będę się martwić jeśli zrobi tak jak sobie wymyślił w danej sytuacji. Czasem się na siebie złościmy. Złościsz się na faceta/męża/koleżankę? Krzyczycie na siebie, kłócicie się? Jasne że tak, ale ludzie potem się godzą a często są to dużo gorsze kłótnie niż tylko jednostronne podniesienie głosu i to jeszcze w trosce. Po tej sytuacji znów się nie odzywał, na próby rozmowy z nim o tej sytuacji zbywał mnie wykrętami o bolącym zębie itp. Następnie poraz kolejny "odszedł" mówiąc że jest zbyt wrażliwy psychicznie na mnie i że bym go zniszczyła...Zawalczyłam o tą znajomość po raz drugi,tłumacząc całą tą sytuację, to że ludzie się kłócą i jak dziecku krok po kroku że to nic złego po czym mi powiedział że mnie kocha i od tego momentu zaczyna się mój problem.
Już wiem że muszę uważać na każde użyte przeze mnie słowo, już wiem że nie mogę pozwolić na ujście żadnych moich emocji, wiem też że nie mogę się sprzeciwić ani prosić o zmianę sytuacji. On jest w tej chwili za granicą, pisze do mnie setki sms-ów z wylewaniem swoich uczuć, tym kim jestem dla niego,jak się czuje itp. Nie daje mi ani chwili spokoju. Na zwykłą prośbę o "wolny" wieczór bo bardzo źle się czuję fizycznie zareagował płaczem, myśleniem o tym że już mnie stracił, że "odchodzę", że już go nie chcę i wszystko co najgorsze. Najpierw się zgadza i pokazuje że rozumie po czym po 5 minutach mam znów sms-a o długości pięciu co on może dla mnie zrobić itp. Na prośbę by dał mi trochę czasu, byśmy się nie spieszyli zasypuje mnie wylewaniem uczuć, absorbowaniem mojej każdej wolnej chwili i stanami ogromnej depresji gdy się sprzeciwię, nie odpiszę tak jakby chciał. W każdej jego wypowiedzi jest "aniołku", "kochanie", "słoneczko". Niby fajne gdy dwoje luidzi się kocha. Ale dla mnie jest to przesyt, czuję się zamknięta w klatce. Mam wrażenie że on ma jakąś obsesję na moim punkcie. Byłam w związkach, wiem jak to wygląda...nie tak. Dodam że na sms-y odpowiadam neutralnie. Staram się nie robić mu żadnych nadziei ale też nie krzywdzić. Dużo czasu zajmuje mi dobór odpowiednich słów by znowu sobie czegoś nie wytworzył. Bo myśli o mnie 24h na dobę i te myśli przekazuje mi każdego dnia po kilkanaście razy na dobę. Odpycha mnie to od niego, ale chcę mu pomóc. Czuję się zobowiązana bo pewnie w którymś momencie dałam mu nadzieję skoro tak się mnie "uczepił" że tak to nazwę. Po drugie żal mi go trochę i wiem że z tej chorej miłości do ludzi może go wyleczyć terapia. Z tego co mówił o stanach lękowych, czy od przechodzenia z euforii do depresji w sekundach pod wpływem np mojego krzyku czuję że potrzebuje leków, że powinien pójść do psychiatry. On dzisiaj poprosił mnie o dobre slowo bo się nie odzywam a on już zaczyna mieć te swoje stany. Powiedziałam że mu pomogę, że go nie zostawię i że wiem jak mu pomóc ale jest to rozmowa nie na telefon a na 4 oczy. Chcę mu pomóc, myślę że gdy pójdzie na terapię i będzie brał leki to będzie szczęśliwszy sam ze sobą i ludzie obok niego będą mogli być sobą. Tylko teraz nie wiem jak mam to wszystko powiedzieć by on nie odebrał tego źle. Ludzie ja wręcz potrzebuję scenariusza rozmowy z taką osobą. Dodatkowym problemem jest to że nie ma we mnie empatii, zabił we mnie wszystko albo to ja zwyczajnie nie umiem przyjmować miłości, tak czy siak chcę mu pomóc, nie chcę mieć ludzi na sumieniu. Jak mam udawać empatię? Jak mam poprowadzić tą rozmowę by poczuł że chcę mu pomóc a nie np wmawiam chorobę psychiczną? Sama chodzę na terapię, on to podziwia więc może na tym się podeprę ale to za mało. On pochodzi z rodziny alkoholowej, podejrzewam że ma jakieś trudne wspomnienia. Może był bity, nie kochany itp. Ale ja też jestem z takiej rodziny i jakoś próbuję z tym żyć. Jest dużym dzieckiem-widzę to wyraźnie w zachowaniu, sposobie spędzania czasu, w wypowiedziach. On sam przyznaje że jest z tego dumny. Płacze z powodów które raczej nie pchają do tego ludzi po 30-tce. Nie wiem czy jest tak wrażliwy czy użala się nad sobą ale jedno i drugie budzi we mnie odrazę. I nie mogę mu tego wszystkiego powiedzieć jak tutaj....swobodnie, bez dobierania słów, tak jak czuję to JA. Wszystko muszę robić pod niego żeby nie wywoływać jego lotów.Powinnam go zrozumieć, a ja czuję wrogość....tak już teraz wrogość, dużo mnie kosztuje taki kontakt. Chcę mu pomóc jako człowiekowi boję się też trochę że odbierze to jako kolejną nadzieję...zresztą już chyba tak jest bo sms był pokaźny i zalany znów uczuciami. Ludzie proszę! Podajcie mi instrukcję obslugi. Może to ze mną jest coś nie tak? Bo skoro go nie kocham to powinnam to wszystko rzucić i iść swoją drogą. A jednak mam poczucie że odpowiednimi technikami można go zmienić na lepsze. POMOCY

Odnośnik do komentarza

Podejrzewam, że jemu nie pomożesz, a zaszkodzisz sobie.
Skoro chodzisz na terapię, to twoja psychika też nie należy do najsilniejszych.
Na dłuższą metę, nie udźwigniesz jego problemów.

Napisz mu SMSa, że rozmawiałaś ze swoim lekarzem - o nim. Że lekarz powiedział, że jest mu koniecznie potrzebna terapia, a ja, ze względu na swój stan zdrowia, mam zerwać z nim kontakt, bo wyraźnie mi się pogarsza.
Dodaj, że faktycznie tak jest, że nie radzisz sobie ze swoimi problemami i jego, dodatkowo.

Myśl o swoim życiu, swoim zdrowiu i ratuj siebie.
Nie pogrążaj się. Jemu nie pomożesz, a zaszkodzisz sobie.

Odnośnik do komentarza
Gość Marttitta.89

Moim zdaniem robisz mu nadzieje, przez to że nie pokazujesz przed nim swojej prawdziwej twarzy - a przez, to w jego oczach wychodzisz na idealną no i w konsekwencji on zakochuje się w Tobie coraz bardziej.

Tak naprawdę sama wpadasz w potrzask swojego lęku - przed jego reakcją na szczerość.

Moim zdaniem jeśli nic do niego nie czujesz, dusisz się w owej relacji, a zależy Ci tylko na tym, aby mu pomóc - to powinnaś szczerze porozmawiać z nim o swoich odczuciach, zasugerować mu, wizytę u specjalisty i grać znim cały czas w otwarte karty.

Szczerość moim zdaniem byłaby większą pomocą dla niego, niż życie w iluzjii - on cały czas ma mylny obraz na Twój temat i w konsekwencji zamiast mu pomóc owym zachowaniem skrzywdzisz go jeszcze bardziej..

Napisałaś, że nie czujesz empatii - owszem czujesz, bo bez tego nie zależałoby Ci na tym, aby go "naprawić".

Po prostu nie koniecznie on jest chory ( ale to stwierdzić może jedynie specjalista ) , lecz ma takie usposobienie, które definitywnie Ci nie odpowiada, więc po co się męczyć?..

Odnośnik do komentarza

Właśnie chodzi o to że nie chcę mu niczego pisać. Już wiem jak to się kończy, on źle to odbiera. W poniedziałek ma zjechać do PL i mamy się spotkać i już mu mówiłam że chcę z nim porozmawiać. Tak by zobaczył to że chcę mu pomóc a nie że wmawiam mu coś, że go nienawidzę, że odchodzę, bla bla. Gdy zobaczy mój wyraz twarzy, ton głosu, sposób mówienia myślę że tak tego nie odbierze. Nie wymiksuję się teraz z tej znajomości, za daleko jestem. Owszem gdzieś popełniłam błąd, gdzieś dałam mu nadzieję, nie twierdzę że to on jest zły i to tylko jego wina. Poznając go coraz bardziej widzę że może mieć to podłoże psychiczne dlatego chcę mu zaproponować lekarza który to stwierdzi. Ale jak mam przy jednej rozmowie zachęcić go do wizyty u psychiatry, poprosić o nie zajmowanie mi każdej wolnej chwili, prosić o większy dystans w wypowiedziach, prosić o normalne zwykłe rozmowy a nie nasycone aniołkami, skarbami i wnioskami kto jest kim 200 razy na dobę? Jak mam wytłumaczyć że nie skreślam jego jako człowieka tylko pewne małe rzeczy mnie blokują? Nie mam dzieci. Nie potrafię z nimi rozmawiać, a on jest dużym dzieckiem. Musiałabym chyba wam tutaj przytoczyć kilka sms-ów byście zobaczyli bo nie umiem tego oddać własnymi słowami. Przeraziła mnie jeszcze jedna sytuacja. Gdy mnie przytula wyraz jego twarzy, zachowanie pokazuje tak wielką radość, euforię wręcz której nigdy w ludziach nie widziałam, on drży! Głaszcze mnie po głowie szeptając "kocham cię mój aniołku" powtarzając to kilka razy. Przy całym jego zachowaniu to nie jest dla mnie normalne. Boję się trochę. Jego samopoczucie zależy od tego co aktualnie odpiszę, czy w ogóle odpiszę. A gdy jesteśmy razem zależy od tonu mojego głosu, od słów, od wyrazu twarzy. Muszę się wiecznie kontrolować. Chcę o tym z nim porozmawiać jak dorośli ludzie bo w takim układzie to ja na pewno nie wytrzymam i nigdy go nie pokocham. Nie odwołam rozmowy. Postanowiłam już że skoro stanął już na mojej drodze to mu pomogę chociaż w tym żeby poczuł się lepiej sam ze sobą i dał żyć ludziom obok niego. Proszę Was o jakieś rady, wskazówki jak poprowadzić rozmowę z dużym dzieciakiem by wszystko poruszyć w atmosferze ciepła, żeby poczuł że ktoś chce dla niego dobrze, że nie wytykam mu błędów itd.

Odnośnik do komentarza

Co zrobisz,to Twoja sprawa ,Twoje życie ,chcesz być przy nim ok.,
Źle zrobiłaś ,że od początku obchodziłaś się z nim jak z jajkiem ,robiłaś dobra minę do złej gry i... dalej chcesz tak postępować,

poczytaj sobie o tej chorobie dwubiegunowej, o innych chorobach psychicznych,żeby mieć wiedzę na te tematy,
poza tym poradź się swojego psychologa jak możesz mu pomóc ,
choć wg mnie porywasz się z motyką na księżyc,ale to Twój wybór,mnie nic do tego,

tu mimo szczerych chęci nikt nie da Ci recepty jak z nim rozmawiać ,bo nie wiemy jaka to choroba, poza tym każdy przypadek jest inny, to jest sprawa bardzo indywidualna, Ty wiesz najlepiej jak i na co on reaguje pozytywnie.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

ka-wa
Dlatego właśnie przedstawiłam zarys człowieka z którym mam do czynienia abyście dali mi swoje pomysły, jak Wy byście poprowadzili taką rozmowę. Owszem to ja wiem najlepiej, ale brak mi pomysłów. Myślałam że dyskusja na ten temat rozjaśni mi troszkę umysł, coś co komuś wpadnie do głowy będzie również moje:) Przecież nie będę brała wszystkich pomysłów i wcielała je w życie gdy uznam że w tym wypadku to nie przejdzie. Proszę o pomoc...nic więcej. Ty nie możesz ok, ale liczę na innych, na spojrzenie na tą sytuację bez oceniania mojego zachowania gdyż mam świadomość że popełniłam błąd. I nawet jeśli ta znajomość się skończy a zapewne tak będzie nie oznacza to że mam go teraz zostawić. Chcę mu pomóc by przyszli ludzie na jego drodze mogli być sobą.
Nie mam psychologa. Chodzę do psychoterapeuty uzależnień i nie spowiadam mu się z każdej trudności w moim życiu. Naprawiam tam problemy które towarzyszą mi od lat i utrudniają życie. Tej relacji na terapii nie poruszę.

Odnośnik do komentarza
Gość Marttita89

quietly_bleeding

"jak Wy byście poprowadzili taką rozmowę."

Przede wszystkim, nie weszłabym w związek z osobą do, której nic nie czuję i nie udawałabym przed, ową osobą ideału robiąc jej mętik w głowie, tym samym wprowadzając w błąd dając mylny obraz siebie.

"Owszem to ja wiem najlepiej, ale brak mi pomysłów. Myślałam że dyskusja na ten temat rozjaśni mi troszkę umysł, coś co komuś wpadnie do głowy będzie również moje:) "

W ten sposób znów oszukasz, go i stworzysz w jego oczach wizerunek osóby, którą tak naprawdę nie jesteś.. Nie będzie Twoje, lecz osoby którą podsunie Ci odpowiednią radę.

Martwi mnie Twoja tędencja do udawania, kogoś kim nie jesteś - definitywnie powinnaś poruszyć, ową kwestię na terapii, bo tak naprawdę Ty również masz problem ze sobą. .

I może być tak, że w cale, ów chłopak nie ma problemów z psychiką - tylko tak zabiega o Twe względy, bo najzwyczajniej w świecie myśli, że trafił na ideał - i stąd zrodziło się w nim takie, a nie inne zachowanie.

"Chcę mu pomóc by przyszli ludzie na jego drodze mogli być sobą."

Czyli nie chcesz pomóc jemu, tylko innym - i przez, to właśnie nie wiesz w jaki sposób pomóc jemu.. Dlatego wydaję mi się, że Ty sama ze sobą masz większy problem niż z nim..

Odnośnik do komentarza
Gość nie-specjalistka

Jeżeli chcesz, żeby przyszli ludzie na jego drodze byli szczerzy, to sama zacznij taka być. I nie szukaj pomysłów czy pustych rozwiązań, jak tutaj postąpić. Tutaj może pomóc tylko szczerość i szczera rozmowa. Czegoś tutaj również nie rozumiem - skoro chodzisz na terapię, to dlaczego nie porozmawiasz o swoim problemie ze specjalistą? (sama napisałaś, że takiej pomocy szukasz). Nikt za Ciebie nie rozwiąże Twoich problemów. Poza tym wątpię, czy szukanie 'złotego środka' na rozwiązanie danego problemu, jest dobrym rozwiązaniem.

Odnośnik do komentarza

Tak, macie rację...mam problemy ze sobą. Gdybym ich nie miała to nie chodziłabym na terapię, nie miała wielu wątpliwości co do siebie i życia, nie prosiłabym o pomoc, nie popełniała błachych błędów. Byłabym z pewnością lepszym człowiekiem na starcie a nie musiała "uczyć" się tego na terapii.
Nie jestem z nim w związku, gdzie to napisałam?? Jestem z nim szczera-mówię że nie kocham, mówię że nie jesteśmy parą, proszę o danie mi czasu na poznanie go. Jestem jego koleżanką póki co a to że mnie kocha i pragnie być ze mną nie oznacza związku!
Nikogo przed nim nie udaję. Czekam za rozmową realną ponieważ nie chcę mu zrobić krzywdy przez sms-y gdy nie widzi w jaki sposób co mówię i jakie mam intencje. Tekst czytany każdy w myślach może przeczytać na sposób który chce! A on ma tendencje do przesadzania, więc czy jest coś złego w tym że chcę dorośle podejść do tematu? Szczerze wyjaśnić z czym mi źle, co mnie trapi i martwi w jego zachowaniu?
Uważam że źle mnie odbieracie. Ja mam problem z przedstawieniem problemu takim jakim jest. To że chcę mu stworzyć bezpieczne warunki do trudnej rozmowy nie oznacza że gram czy jestem fałszywa. Psycholodzy też takie warunki muszą stworzyć osobie do której nie czują nic poza chęcią pomocy. Też nas oszukują a jednak jest to akceptowane i nikt nie ma o to pretensji, a kiedy ja chcę stworzyć podobną atmosferę ale zwyczajnie brak mi wiedzy na ten temat to jestem odbierana jako ktoś kto gra. Nie zgadzam się z taką opinią. Nie czuję że gram. Przykro mi że wszyscy na mnie naskoczyliście nie próbując mnie zrozumieć. Każdy wydał już opinię na mój temat. To ja jestem zła! Ok...w sumie zawsze to jakaś informacja zwrotna. Wielu rzeczy nie rozumiem, z wieloma mam problem, popełniam błędy i w tej realcji też je popełniłam ale nie zgadzam się na opinię że jestem fałszywa a skoro jestem tutaj tak odbierana to faktycznie dalsza rozmowa nie ma sensu. W drodze wyjaśnienia...nie strzelam fochów:)Przyjmuję do wiadomości że tutaj nie otrzymam tego czego chcę więc się wycofuję.

Odnośnik do komentarza

No tak nie generalizuj,że wszyscy Cię źle ocenili...,ja to co napisałam to na podstawie tego,że od początku nie tupnęłaś nogą ,a chodziłaś na paluszkach...,czyli nie byłaś sobą,nie mówiłaś co myślisz i on przez to Cię inaczej odbierał ,jak gdyby dałaś przyzwolenie na takie jego zachowanie czyli w jego odbiorze..., dobre.

Masz rację,że tu nie można Ci pomóc.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

quietly_bleeding
Nie jesteś zła, jesteś tylko pogubiona. Poznałaś mężczyznę, On się bardzo zaangażował, Ty się przelękłaś jego nadmiernej egzaltacji i teraz nie wiesz co masz robić.
Jeśli miał w życiu przechlapane, bo jak wspomniałaś, pochodzi z rodziny alkoholika, to widzę tu syndrom DDA.
Z początku mają problem z budowaniem więzi, wyrażaniem uczuć, są przelęknieni, ale gdy nabiorą zaufania, potrafią przejąć całkowitą kontrolę nad cudzym życiem. Również nie potrafią umiejętnie prowadzić dyskusji czy nie potrafią rozwiązywać sporów. Dbają o zachowanie ciszy i spokoju bo hałas kojarzy mu się z awanturą.
Chociaż ilu ludzi, tyle zachowań, nie można generalizować.
Ale rozumiem, że rozmowa będzie bardzo trudna, bo tak egzaltowani wrażliwcy są straszliwie uczuleni na swoim punkcie.
Ja niestety nie potrafię Ci podać gotowego scenariusza rozmowy, niewątpliwie musisz być bardzo delikatna, ale szczera. Myślę, że będziesz potrafiła dobrać słowa, bo zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji i z kim masz do czynienia.
Powodzenia.

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza
Gość Martitta.89

" Psycholodzy też takie warunki muszą stworzyć osobie do której nie czują nic poza chęcią pomocy. Też nas oszukują a jednak jest to akceptowane i nikt nie ma o to pretensji, a kiedy ja chcę stworzyć podobną atmosferę ale zwyczajnie brak mi wiedzy na ten temat to jestem odbierana jako ktoś kto gra".

Po pierwsze nie jesteś psychologiem, po drugie nie ma już takiej opcji, abyś stworzyła z nim taką relację - ponieważ on cały czas żyje w przekonaniu " że z biegiem czasu coś poczujesz " .

Pozatym relacja pacjent - lekarz, a zakochany przyjaciel, to bardzo wielka różnica - która jest przeszkodą, aby stworzyć taki klimat.

Po trzecie każdy wie, że do lekarza nie idzie się z problemem jak do przyjaciela na pogaduche, tylko jak do osoby - która przez obiektywne i zdystansowane relacje/spojrzenie jest w stanie pomóc. A ten kto nie potrafi zaakceptować takiej relacji z terapeutą, po prostu na nią nie uczęszcza. .

Więc podany tutaj przez Ciebie przykład nie ma nic wspólnego z Waszą relacją..

" Nie zgadzam się z taką opinią. Nie czuję że gram. Przykro mi że wszyscy na mnie naskoczyliście nie próbując mnie zrozumieć. "

Najpierw zadaj sobie pytanie czy Ty sama potrafisz zrozumieć siebie.

"Każdy wydał już opinię na mój temat. To ja jestem zła! Ok...w sumie zawsze to jakaś informacja zwrotna. "

Nidy jedna osoba nie jest winna w całości - lecz, któraś z osób w większym stopniu. Ja pozostaję przy swojej opinii w tym temacie.

Odnośnik do komentarza

Zupełnie absurdalne, że piszesz o rzeczach, których absolutnie nie powinnaś robi, że musisz je robić. Np że musisz tłamsić emocje, gdzie powinnaś je wyrażać, zgadzać się na coś wbrew sobie, gdy właśnie głośno powinnaś powiedzieć, co o tym myślisz.
To nie tylko nie są dobre rzeczy, ale chore i złe, tylko siebie będziesz wyniszczać przez to. Im prędzej zakończysz tę znajomość czy lepiej.
Dlaczego tak trudno Ci to zrobić? Naprawdę chodzi Ci tylko o pomoc? To czemu cały dzień nie biegasz pomagając wszystkim potrzebującym wokół Ciebie? Myślę, że kieruje Tobą poczucie winy. Zupełnie fałszywe, bo nie jesteś mu nic winna, zrozum to wreszcie. I w niczym mu nie pomagasz utrzymując taką sytuację. Możesz co najwyżej zaproponować wizytę u psychologa, i tyle.
Jedyny Twój błąd polegał na tym, że mimo, że nawet po tygodniu znajomości nic nie zaiskrzyło z Twojej strony,to ciągnęłaś tę znajomość, najwyraźniej mając nadzieję że to się zmieni, choć raczej wiadomo było, że jak od początku nic nie czułaś, to raczej nic z tego nie będzie. Było to może niezbyt mądre, ale nie było też jakąś straszną rzeczą, którą masz mu od tamtej pory nie wiadomo jak wynagradzać.

Odnośnik do komentarza

Udało mi się z nim porozmawiać o wizycie u psychiatry i podjęciu terapii...
Rozmowa tutaj z Wami zmusiła mnie do myślenia (taka psychoterapia online) i zrozumiałam coś...Jestem nienormalna bo? Bo utrzymuję tą znajomość ponieważ On mnie kocha. Jestem osobą która nie da się kochać. On mnie akceptuje a nawet rodzice mnie nie akceptowali.
Jestem po stracie wieloletniego partnera i przyjaciela. Może dlatego nie umiem jeszcze przyjąć tego co daje mi ten facet. Trzymam tą znajomość mimo że nic do niego nie czuję tylko dlatego że wiem że nigdy nie będę już kochana. Brzmi to głupio, pewnie mnie zaraz wyzwiecie od idiotki...słusznie. Krzywdze siebie, krzywdzę jego w imię czego?Ktoś mnie kocha (już nawet nie obchodzi mnie czy to miłość czy obsesja), może i ja kiedyś pokocham?

Odnośnik do komentarza

Zbyt surowo się oceniasz,bo masz niskie poczucie własnej wartości ,dlatego uważasz ,że nigdy nie będziesz kochana,tego nikt nie wie...,
przynajmniej nie możesz tłamsić wszystkiego w sobie ,żeby mu nie stanąć na odcisk,bo to odbije się na Twoim zdrowiu psychicznym,dlatego pomału wychodź z tej skorupy w którą on Cię zamknął,
nie obawiaj się jego reakcji na wyrost ,tylko próbuj...,małymi kroczkami do celu,
powodzenia.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...