Skocz do zawartości
Forum

Pustka z powodu nieszczęśliwego zakochania


Gość js_11

Rekomendowane odpowiedzi

Z góry przepraszam za długi post. Moje życie nigdy nie było kolorowe ale całkowicie posypało się po zakochaniu od pierwszego wejrzenia w dziewczynie, której nie mam nawet możliwości poznać. Miłość powinna być bezwarunkowa i ta niby jest ale to coś co psuje mi życie i na dodatek wstyd o tym mówić przyjaciołom.

Zawsze miałem radykalne poglądy i jasno ustalone granice dobra i zła. Nikt mi nie mógł niczego wmówić a ja czułem, że lubię ludzi, których znam ale przez moje poglądy wielu zaczęło mi zarzucać brak empatii i moralności co bardzo mnie bolało bo empatię mam wręcz taką, że czasami utożsamiam się z cierpiącą osobą zamiast ze sobą i cierpię z czyjegoś powodu. Jakoś cieszyć się nie potrafię, raczej jest "odfajkowane", że jest dobrze i coś się udało.

Ojciec najpierw mnie demotywuje, obwinia, porównuje z innymi i stawia wygórowane wymagania, podważa wszystko co powiem i odwraca chwytami erystycznymi. Próbuje mnie kontrolować, zabraniać, nakazywać. W dzieciństwie złościł się na to jakiej słucham muzyki i mówił, że to dla debili. Rodzice nie lubią wszystkich moich kolegów i wolą żebym zmienił towarzystwo. Ojciec już kiedy byłem w przedszkolu śmiał się z wyglądu mojej sympatii z tamtych czasów.

Później powtarzali mi, że źle jem, kiedy chciałem jakieś ubranie albo przedmiot to się nie dało. Inni wszystko mieli a ja słyszałem "ale ty nie jesteś inni". W ogóle "inni" to dla mojego ojca marny plebs, którym się gardzi bo to idioci. Wszędzie zawsze jest okryty podstęp, życie to walka, a najważniejsze są pieniądze. "Pozbądź się romantyzmu i idź do burdelu se poruchaj" - to jego słowa. Jednocześnie wpaja mi savoir vivre, denerwuje się kiedy przeklinam (sam przeklina ale co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie, mimo tego że mam 22 lata).

Medytowałem też i dużo czytałem na tematy religijne, o karmie itp. Zacząłem dochodzić do przerażających wniosków i natrafiałem w internecie na takie strony, które potwierdzały moje obawy. Czytałem o teoriach fizyki kwantowej, względności czasu i możliwości przenoszenia się w czasie. Przypomniał mi się solipsyzm i teraz nie umiem pozbyć się myśli, że jestem sam na świecie a inni ludzie to tylko jakaś projekcja. No bo skoro nie istnieje czas a ja jestem tu to czy ci ludzie, którzy już umarli dalej gdzieśtam żyją? Warianty, które się nie wydarzyły żyją gdzieś? Czy może żyje tylko osoba, która może o sobie stwierdzić, że jest obserwatorem? Ale na tej zasadzie nie da się potwierdzić ani obalić ani tego, że istnieję tylko ja ani tego, że inni ludzie mają taką samą świadomość jak ja.

Tak naprawdę większość rozważań i analiz wzięła się z tego, że próbowałem dojść do przyczyny mojego złego gustu co do płci przeciwnej (podobają mi się kobiety z nadwagą) i na tej podstawie stwierdziłem, że ludzie wbrew swojej woli mają pragnienia i upodobania, których nie chcą, które uniemożliwiają im prawdziwą miłość i powodują wstyd. Ale uświadomiłem sobie, że sam obrażałem np gejów i nie potrafię zaakceptować wielu rzeczy. Bałem się, że przez to spotka mnie kara po śmierci i w następnych wcieleniach będę doświadczał za karę tego na co cierpią ludzie, z których się śmiałem albo ich nie akceptuję. W końcu doszedłem do tego, że dobra od zła nie da się odróżnić a nie przyjmę na wiarę niczego bo nie wiadomo kto jest tym dobrym a kto tym złym. Mógłbym zaufać sobie ale intuicja mnie myli chociażby co do zakochania się albo gustu. Poza tym odpowiada mi tylko to co niezdrowe i boję się konsekwencji. Miłość z kobietą z nadwagą jest niezdrowa dla niej i z tego powodu nie chcę się z taką wiązać bo zamiast przyjemności z patrzenia na kobiety, które mi się podobają jest smutek związany z tym, że one są takie a nie inne i że mi się akurat takie podobają. Poza tym nie wiem co chcę w życiu robić. Tzn niby wiem ale obawiam się, że nie potrafię. Czasem mam przekonanie, że umiem i wtedy jest super ale zawsze ktoś mi to zakłóci krytykując mnie albo posądzając o coś fałszywie. Czuję się jakby inni ludzie byli za jakąś ścianą a czasem jakby byli robotami zaprogramowanymi i ja też byłbym takim robotem, u którego myśli pojawiają się same z siebie i nie mam wpływu na ich treść - mogę jedynie wyłączać i włączać w zależności od tego czy chcę się czuć dobrze czy poznawać prawdę.

Moja niegdyś wysoka samoocena została całkowicie podkopana przez te wszystkie czynniki - głównie przez to, że zacząłem analizować to co mówią o mnie inni i zrobił się z tego całkowity mętlik, a rodzina niestety zamiast pomocy stara się wmówić mi, że dają mi dobre rady, których nie słucham a to ze mną jest coś źle.

Ojciec zawsze starał się mi na siłę coś wmówić albo kupował jakieś gazety żebym czytał - ja nie potrafiłem bo lubię to co wybiorę sam z siebie. Zawsze lubiłem piłkę ale kiedy ojciec zaczął mnie namawiać do oglądania meczów bo akurat wolałem wyjść z kumplami to piłka przestała mnie interesować. Kiedyś chodziłem spać o 23-24 a ojcu się to nie podobało i wyłączał mi nawet internet o 22 o co były wojny (to był wiek gimnazjum). Mówił "może od razu idź o 3 spać" no i ja się z tego śmiałem a potem były coraz większe kłótnie przez co siedziałem coraz dłużej aż wpadłem w bezsenność. I niestety to co mówi do mnie ojciec działa zawsze jak proroctwo. Kiedy nie ma tej kontroli to wszystko robię dobrze i jestem z siebie zadowolony, czuję, że mam chęć do życia. Ale wystarczy tylko, że ojciec powie "zrób to i to albo nie powinieneś robić tego i tego" i już chęć do życia znika, mam wtedy ochotę nie istnieć. Zastanawiam się nad kwestiami religijnymi i spotykam ludzi święcie przekonanych o swoich poglądach i nie wiadomo komu wierzyć. Niektórzy naprawdę z niewiadomych przyczyn znają fakty z mojego życia mimo, że nie rozmawiałem z nimi wcześniej. Kiedy miałem w domu karty tarota działy się dziwne rzeczy, które minęły po spaleniu ich. Religia katolicka tylko straszy piekłem i razi nielogicznościami. Przez to wszystko wreszcie zyskałem spokój ale straciłem swoje dawne pragnienia i nie potrafię już stawiać sobie celów i marzyć. Życie stało się raczej automatycznymi czynnościami i poczuciem udziału w przedstawieniu jakby to było Truman Show.

No i teraz punkt, przez który nie mogę rozwiązać moich problemów. Powrót do dawnych pragnień jest możliwy ale już mam świadomość ich destrukcyjności przez co znikła cała przyjemność. Zmiana jest niemożliwa a gdyby była to odebrałoby sens człowieczeństwa i zrobiło z człowieka robota, którego można zaprogramować (jak twierdzą spece od NLP i duchowości). Jest jakaś rada na ten problem czy jedynym rozwiązaniem jest to co robię teraz czyli odganianie tych myśli i pozostawianie nierozwiązanego konfliktu?

Odnośnik do komentarza
Gość Orzech laskowy

piszesz o ojcu piszesz o swoich przemyśleniach a nic nie piszesz o tym zakochaniu...

Co do Twoich myśli to nieźle się zafiksowałeś... moim zdaniem zbyt dużą uwagę temu poświęcasz, zbyt dużo myślisz o analizujesz. To nie zawsze jest dobre, zresztą sam to widzisz.
Co do ojca to sądzę, że to żadne proroctwa a chę zaimponowania mu i udowodnienia czegoś. Może dążysz w sposób świadomy czy podświadomy do tego by Cię pochwalił.
Moim zdaniem to tu pomoże CI psycholog

Odnośnik do komentarza

O zakochaniu nie ma co pisać. Jest od pierwszego wejrzenia, nieracjonalne i tak trwa już ok 2 lata. Obawiam się, że straciłem przez to możliwość kochania kogokolwiek tak jakby to nieracjonalne uczucie i własny gust zabiły moją duszę.

Jeśli chodzi o analizę to w jakiś sposób muszę rozwiązać te problemy albo mogę dać im spokój nie myśląc ale to działa do czasu kiedy jednak pomyślę a tak się dzieje zawsze kiedy czuję się dobrze i jestem zadowolony. Najgorsza jest ta myśl, a co jak będę zawsze sam (wśród ludzi) i się o tym nie dowiem bo solipsyzmu nie da się ani obalić ani potwierdzić.

Co do ojca nie chcę żeby mnie chwalił tylko żeby przestał mi mówić, że nic mi się nie uda i wmawiać mi nieudaczności bo wtedy to się staje prawdą. Podświadomie to się buntowałem bo już wiedziałem, że mnie nie pochwali albo pochwali za coś czego zrobienie będzie dla mnie udręką.

Psycholog może pomoże ale nie miałem okazji trafić na takiego, który byłby w stanie. Podważyłem za dużo oczywistych rzeczy dla ludzi i doszedłem do tego, że nie da się nic udowodnić ani zaprzeczyć, a non stop jesteśmy manipulowani więc nie możemy zakładać niczego jako prawdy. To, że coś czujemy i widzimy to tylko dowód na obraz i uczucie a nie na istnienie odrębnych świadomości w innych ludziach. No i niby wiem, że inni ludzie żyją... tzn nie wiem tylko w to wierzę i to mnie niszczy bo potrzebuję wiedzy a nie wiary.

Odnośnik do komentarza

Sorry ale nie umiem pisać inaczej. Myślę, że jest czytelnie tylko szczegóły zakochania ominąłem bo wg mnie nie ma po co o tym pisać.

Ostatnio jeszcze łapię się na tym, że mój mózg analizuje wszystko i ocenia jako bezsens. Wygląd kobiet zawsze analizowałem automatycznie jako całokształt a teraz widzę każdą część ciała osobno i czuję, że to absurd, że ludziom podobają się inni ludzie i wtedy automatycznie penis staje. I tym samym procesy życiowe stały się automatycznymi procesami całkowicie obdartymi z tej "magii", która zawsze była.

Odnośnik do komentarza

js_11, jak dla mnie piszesz zbyt enigmatycznie, zawile. Pochłonęły Cię jakieś teoretyczne wywody, koncepcje filozoficzne, solipsyzm, agnostycyzm etc., że aż totalnie odszedłeś od normalnego, przyziemnego życia. Być może jest to jakiś Twój sposób reagowania na to, co słyszysz od ojca, a widać, że ojciec Cię krytykuje, deprecjonuje Twoje poczynania, przez co pewnie masz zaniżoną samoocenę. Myślę, że przydałaby Ci się konsultacja u psychologa. Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Musisz założyć taką myśl, że ojciec nie zawsze ma rację i nie zawsze to co powie, albo czego żąda ma być spełnione. To że on ma przekonanie o swojej nieomylności, wielkości, mądrości itp to są tylko jego jakieś wielkościowe zaburzenia, coś jak Napoleon i Hitler? Powiedziałabym wariatów nie brakuje. Może on nie jest chory, ale tyranem zalatuje i życie z nim łatwe nie jest. Twój charakter się kształtuje cały czas i takie jego podejście do Ciebie może spowodować, że się rozpadniesz na kawałeczki, bo ciągle coś nie tak. Możesz żyć w ciągłej niepewności, bo cokolwiek nie zrobisz będzie nie takie jak trzeba, w pewnym momencie każdy krok może być wyzwaniem. To że analizujesz coraz bardziej może być troche echem tego że jesteś ciągle poddawany krytyce. Chcesz dojść do prawdy i sedna, chcesz znaleźć ten grunt twady na którym staniesz i z pewnością siebie powiesz jestem, mam a ojciec przyzna Ci rację. Ten grunt, ta podstawa miałaby Ci zagwarantować poukładanie wszystkiego tak jak wygląda, jest naprawdę. Wydaje mi się że Twoje poszukiwania nie idą w dobrym kierunku, bo niby coś ten cel majaczy, ale nie dostrzegasz czego on dotyczy. Wg mnie tym gruntem który wyrobi w Toobie mocny kręgosłup i będzie podstawą do budowania mocnego ja będzie " zanalizowanie" ojca. Tata Twój nie jest prorokiem, nie jest najmądrzejszy na świecie, jest człowiekiem jak każdy, ale dla Ciebie jest osobą, która ma ogromny wpływ na Twoje życie. Kiedy nauczysz się stawiać granicę między nim, a sobą wtedy odnajdziesz siebie prawdziwego. Czy to gustującego w grubszych, czy chudszych dziewczynach ( grubsze są bardziej kobiece i to jest naturalne że mężczyznom podobają się takie kobiety, to geje rządzący światem mody wprowadzili kościotrupy na wybiegi, może dlatego że przypominają chłopców?) czy lubiącego piłkę nożną czy nie. A więc tata jest tatą, a Ty sobą. On ma swój charakter, a Ty masz swój, on ma swoje gusta, Ty swoje. On mecze lubi ogładać w tv, a Ty lubisz za tą piłką realnie biegać.
Nie będzie łatwo nauczyć ojca, że Ty masz swoje zdanie na każdy temat i że nie musi się ono zgadzać z jego poglądami, ale to jest ważne abyś walczył o siebie, bo zbudujesz na tym szacunek do siebie samego i będziesz pewniejszy siebie. Naucz się być asertywnym w stosunku do niego i może próbuj się usamodzielnić, bo mieszkanie z ojcem nie będzie na Ciebie dobrze wpływało. Gdy Ci zarzuci, że jesteś nieudacznik, bo sobie z czymś nie radzisz ( a tak będzie na pewno, bo to normalne) to mu możesz powiedzieć, że w taki sposób buduje się charakter, a od tego jak Cie wychował i czego nauczył będzie zależało jak będziesz podchodził do porażek. Więc niech się ojciec zastanowi jakiego chce mieć syna i jaki wpływ na wychowanie mają jego uwagi i ciągła krytyka.

Odnośnik do komentarza

Wszystko jest względne na tym świecie.
Dobro i zło, noc i dzień, zimno i ciepło itd. - to pojęcia mówiące o tym samym, tylko na przeciwnych biegunach. Jedno nie istnieje bez drugiego.
Złem jest zabijanie, ale jeśli broni się ojczyzny, walczy się za kraj, to już nazywamy to dobrem.

Jak powinieneś postępować? Wyzwolić się z pod psychicznej władzy ojca. Przypomnieć sobie dawne pragnienia i potrzeby i przywrócić je do życia.
Tu nie wystarczy wyprowadzka, bo ciągle i tak będziesz żył pod jego nadzorem psychicznym i sam będziesz się "batożył" - choć on będzie daleko.
Przestań się oceniać oczami własnego ojca, zacznij oceniać się sam.
Dla kogo coś robisz? DLA SIEBIE
Komu ma się podobać twoje postępowanie, ubiór, gusta? Tobie.
Żyj dla siebie i swoim życiem i przestań się oceniać oczami innych.

Masz pociąg do grubszych pań? Nie ty jeden i na szczęście. Grubsze panie są zwykle pogodniejsze, milsze i związki takie są bardziej udane, niż chudzielców.
Czy chcesz się związać z kobietą, by tobie było dobrze, czy by zadowolić innych? dla kogo cierpisz samotność? Dla innych?
Bo co powiedzą?
A co ciebie to obchodzi?
Twoje zdanie powinno się liczyć, nie innych. To twoje życie.

Czasem masz przekonanie, że potrafisz, ale inni...
Znowu to samo.
Przestań się oceniać oczami innych. Każdy z tych innych ma inne zdanie, każdy myśli po swojemu, czemu ty nie zaczniesz żyć po swojemu?

Odnośnik do komentarza

Odszedłem od przyziemnego życia bo nic mnie tu nie interesuje. Myślę, że nie powinienem się tu urodzić i to nie jest moja niska samoocena tylko niska ocena otaczającego świata przeze mnie. Piszę enigmatycznie bo chciałem uniknąć elaboratu na kilka stron, którego nikt by nie przeczytał :)

Co do ojca to właśnie z jednej strony ma charakter nieomylnego tyrana, a z drugiej strony załatwia coś dla mnie, widać że nieraz się martwi. Przez to miałem w głowie totalny mętlik i nawet nie potrafiłem powiedzieć co dokładnie ojciec mi robi. Bo zawsze przekształcił prawdę i zrzucał winę na mnie, krytykował tak żebym to ja czuł się winny. Tylko, że do tej pory nie czułem a wolałem mu oddawać. Podobnie nauczyłem się postępować z innymi ludźmi co mi się podobało bo zawsze miałem ciętą ripostę i nie dało się mnie obrazić bez wystawienia się na kontratak. Dopóki człowiek nie zastanawia się nad sobą to może tak żyć ale co zrobić kiedy już się tak nie chce a bronić się trzeba żeby nie zostać zjedzonym? Problemem nie jest tu mój ojciec tylko relacje z wszystkimi ludźmi. Wszystkie są zawsze sztuczne, nikomu nigdy nie zaufam a ten świat po prostu mi się nie podoba. Do tego dochodzi ten solipsyzm - to nie jest kwestia, która się sama rozwiąże. Muszę rozwiązać konkretnie ten problem jak i wiele innych nierozwiązywalnych, a do tego już nie umiem być sobą bo nawet nie wiem jaki ja jestem i czego chcę. Czuję się na tym świecie jedynie obserwatorem, który patrzy i wszystko co widzi ocenia negatywnie.

"Musisz założyć taką myśl, że ojciec nie zawsze ma rację i nie zawsze to co powie, albo czego żąda ma być spełnione."
Wiem o tym tylko już nie wiem kiedy ja mam rację a kiedy on i czy w ogóle mogę słuchać jakiejkolwiek jego rady czy odrzucać wszystkie. Podobnie jest teraz ze wszystkim. Jedyne co potrafię to być przeciwko czemuś ale nie umiem już się z niczym utożsamiać i niczego popierać.

"Chcesz dojść do prawdy i sedna, chcesz znaleźć ten grunt twady na którym staniesz i z pewnością siebie powiesz jestem, mam a ojciec przyzna Ci rację. "
Tak było i tego się pozbyłem. Zupełnie nie interesuje mnie już to co ojciec mówi i myśli. Problem w tym, że już nie wiem kto myśli dobrze i prawidłowo a kto nie. Gdzie jest spisek a gdzie go nie ma. Ojciec nauczył mnie widzieć wszędzie spisek ale co zrobić skoro miał rzeczywiście rację w większości tego typu spraw? Nie miał racji w innych ale przez to, że trafnie ocenia te sprawy, w których ktoś kogoś oszukuje zacząłem mu ufać przestając ufać sobie. Potem jemu też przestałem jak i komukolwiek bo wszystko jest oszustwem i spiskiem a rolą człowieka jest walka z innymi tak żeby mieć samemu dobrze. Ja nie będę miał dobrze bo nie potrafię być egoistą więc nic dziwnego, że nie potrafię się skupiać na przyziemnych sprawach, które są bezsensowne.
"Kiedy nauczysz się stawiać granicę między nim, a sobą wtedy odnajdziesz siebie prawdziwego"
Nie ma już mnie prawdziwego. Wiem jaki byłem, jacy są inni ale teraz już nie da rady postrzegać czegoś jako swoją cechę - to są losowe cechy, z którymi się urodziłem i nie mam na nie wpływu i nie mogę być z nich ani dumny ani się za nie wstydzić. Nie można ocenić czy są dobre czy złe bo nie istnieje taka obiektywna ocena, a to co można ocenić jest raczej złe więc lepiej nie wracać do tego jaki byłem.
"Czy to gustującego w grubszych, czy chudszych dziewczynach"
Grubość to choroba i odzwierciedlenie problemów psychicznych - przeważnie niskiej samooceny. Nie ma szans żebym zaufał takiej osobie, szczególnie że moja matka nie jest godna zaufania więc teraz podobają mi się kobiety, które są podobne charakterem do matki (a kobieta zakochuje się w facetach podobnych do ojca).

"Nie będzie łatwo nauczyć ojca, że Ty masz swoje zdanie na każdy temat i że nie musi się ono zgadzać z jego poglądami, ale to jest ważne abyś walczył o siebie, bo zbudujesz na tym szacunek do siebie samego i będziesz pewniejszy siebie"
Ale ja już nie mam zdania na żaden temat. Wszędzie widzę plusy i minusy a to uniemożliwia mi posiadanie własnego zdania, które jest raczej błędne na każdy temat tak jak zdania wszystkich ludzi.

"Więc niech się ojciec zastanowi"

Niewykonalne. On się zastanawia tylko nad tym nad czym sam chce się zastanawiać. On ma jakiś swój obraz mnie w swojej głowie i myśli, że wie o mnie wszystko (w dzieciństwie powtarzał mi często, że wie o mnie wszystko i nie musi rozmawiać co spowodowało też ogromne szkody w psychice, potem przy niektórych ludziach czułem się tak jakby umieli mi czytać w myślach i mimo wiedzy, że to nieracjonalne nie umiałem się tego pozbyć).

unna - właśnie ta względność odbiera mi możliwość posiadania własnego zdania. Ja obrony ojczyzny nie nazwę dobrem ale też trudno obwiniać za to kogoś - rozumiem wszystkie motywy postępowań ludzi i jedyne co naprawdę jestem w stanie potępiać to rząd, pedofile, josef fritzl itp. Chociaż taki pedofil też rodzi się z chorobą i ma wybór albo zrezygnować ze swoich pragnień albo spełnić je ze szkodą dla społeczeństwa i siebie też bo pójdzie do więzienia.
"Komu ma się podobać twoje postępowanie, ubiór, gusta? Tobie."
I do tego musi to być obiektywnie dobre, zgodne z sumieniem a tak się nie da. Musiałbym mieć inne gusta ale się nie da. I przez ten pryzmat jak oceniać tych wszystkich pedofili, gejów i innych ludzi, których ja oceniam jako złych? Urodzili się z chorobą i mają przez to przegrane życie. Czy moralne jest spełnianie swoich pragnień jeśli one są złe i szkodliwe dla społeczeństwa? Czy na pewno wszystko należy akceptować czy to może dobrze, że pewne grupy są wyśmiewane? No i tu dochodzę do momentu, w którym muszę podjąć decyzję. Otyłość jest w jednym worku z tymi zboczeńcami więc nie powinno się jej tolerować, w telewizji i internecie powinno się promować zdrowy wzorzec. A to, że komuś podoba się coś nieprawidłowego i nie da się z tym nic zrobić no to trzeba zrezygnować z takich pragnień jeśli nie są zgodne z własnym sumieniem.
"Żyj dla siebie i swoim życiem i przestań się oceniać oczami innych."
Gdybyś powiedziała to mordercy, pedofilowi, gwałcicielowi, biznesmenowi wyzyskiwaczowi to byłaby to zła rada. Dlatego trzeba nieraz ocenić się oczami innych i popatrzeć na sprawę obiektywnie. Jeśli obiektywnie jestem zły i nie umiem się zmienić to lepiej się nikomu nie pokazywać i nie spełniać tych złych zachcianek.

"Przestań się oceniać oczami innych. Każdy z tych innych ma inne zdanie, każdy myśli po swojemu, czemu ty nie zaczniesz żyć po swojemu?"
Bo mam moralność i próbuję dotrzeć do obiektywnej prawdy a nie jedynie swojego zdania i zdania innych.

Odnośnik do komentarza

No i ten solipsyzm. Tego się nie da obalić a każda próba obalenia tego przez kogoś będzie przeze mnie uznana jako element iluzji. Jeśli wszystko jest tylko materią a świadomość może być tylko jedna (czyli wtedy tylko ja jestem jaźnią mogącą obserwować a inni ludzie tylko tak twierdzą ale są maszynami) to nie można w żaden sposób tego udowodnić ani obalić. Jeśli ludzie są odrębnymi jaźniami w swoich ciałach to również nie da rady tego udowodnić. Skoro nie wiadomo to nie ma sensu traktować ich z empatią i miłością skoro jest 50% szansy, że oni tak naprawdę nie mają świadomości i nie żyją. Nie ma też powodu pokazywać się przed nimi z dobrej strony, tworzyć coś co im się spodoba itd. Powiedziałem o tym mojej mamie ale nie rozumie i jeszcze uznała, że jestem chory psychicznie i od razu kogoś zabiję. Nie wiem jak można w ten sposób myśleć i po co miałbym kogoś zabijać skoro jest 50% szansy na to, że ci ludzie rzeczywiście żyją, a zabójstwo jest karane więzieniem a do tego nie ma takiej osoby, którą miałbym motyw zabijać. Ale matka mi nie ufa i nawet nie rozumie. Wygląda na to, że rzeczywiście nie mam tu czego szukać ale jeśli teza jest prawdziwa to i samobójstwo nie ma sensu bo świadomość przecież nie zniknie i dalej będzie mną tylko będę obserwatorem z wnętrza innej głowy, może innego gatunku w innym miejscu wszechświata :D Czyli szczęście jest dla mnie możliwe tylko pod warunkiem, że istnieje reinkarnacja a mi nigdy nie przyjdzie do głowy myśl o solipsyzmie i urodzę się z prawidłowymi gustami i pragnieniami. A teraz nieszczęśliwy być nie muszę i jako taki nie jestem ale jest możliwość znalezienia w takim stanie jakiejś motywacji?

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Jest, gdy przyjdzie pomiędzy Twoimi wywodami potrzeba wypełnienia garnka strawą, bo w brzuchu zacznie burczeć, a rachunków zarobionymi pieniędzmi. Wtedy schodzi się na ziemię.
A co do prawdy to każdy ma swoją, jak z własnym zdaniem, które często oparte jest o zdanie otaczających nas osób, doświadczeń, wychowania. Nie ma ogólnej racji gdzieś tam z nieba, a może i jest jeśli pomyśli się o wierze. Twoje rozważania mogą nie mieć końca, ponieważ pewnie da się podważyć każdą teorię i prawdę i dyskutować o wszystkim w nieskończoność.
Piszesz że grubość to choroba i odzwierciedlenie problemów psychicznych, ja bym powiedziała że i słabości, ale co z tego? Jeśli nie jest to coś skrajnego, kiedy człowieka dźwig musi z domu wywozić. I nie wrzucaj do jednego worka osoby otyłej, (która przekraczając granice swoich możliwości przerobowych pasie się do granic, bo nie robi innym krzywdy, tylko sobie) i pedofila, który obrzydliwie krzywdzi innych i narusza ich prawo do wolności i wyboru przemocą.
I kto powiedział, że mamy być idealni, bez wad, bez chorób? Nie ma takich ludzi. Kwestią chyba jest waga tych wad, bo są takie które są w granicach i takie, które wszelkie granice przekraczają. A granice naruszane są wtedy, gdy wchodzimy na cydzy teren i panoszymy się wg własnego gustu i woli.
Jeśli wierzysz w Boga, możesz sobie powiedzieć że on jest idealny, my nie mamy takich predyspozycji.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

A co do tego solipsyzmu, to wybacz, ale to już naprawdę musiała wymyślić osoba której się bardzo nudziło i była samotna, myślałam że to coś co mogłabym ewentualnie rozważyć, ale nie tego nie kupię.

Odnośnik do komentarza

Zdobywanie pieniędzy na utrzymanie się nie jest dla mnie problemem więc pewnie nigdy nie zejdę na ziemię na stałe. Kiedy pojawia się ziemski problem to staram się go jak najszybciej rozwiązać żeby móc znów skupić się na tych ważniejszych rozważaniach.

"Nie ma ogólnej racji gdzieś tam z nieba, a może i jest jeśli pomyśli się o wierze. Twoje rozważania mogą nie mieć końca, ponieważ pewnie da się podważyć każdą teorię i prawdę i dyskutować o wszystkim w nieskończoność."

To mnie właśnie dołuje.

"Piszesz że grubość to choroba i odzwierciedlenie problemów psychicznych, ja bym powiedziała że i słabości, ale co z tego?"

To, że z problemami i słabościami można walczyć a mi jest to nie na rękę czy można więc mówić o miłości? Czy to ok, że podoba mi się coś co jest słabością i to jest warunkiem podobania się? Nie i dlatego to jest złe. A z tego problemu zaczęły wynikać inne i doszedłem aż do solipsyzmu, chociaż tu jeszcze rolę odegrało to beznadziejne zakochanie.

Solipsyzmu wolałbym nie rozważać bo to skrajnie negatywne ale niestety nie do obalenia i tak sobie myślę, że co jeśli Bóg może zrobić wszystko ale nie może podzielić świadomości więc stworzył iluzję, że inni ludzie też mają świadomość i dopóki się tego nie rozważa to można sobie normalnie żyć a jak ktoś zaczyna o tym myśleć to tak jak ja może już mieć przerąbane do końca życia. Jak Ty to robisz, że tak po prostu odrzucasz ten pogląd?

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Skoro jesteś tylko Ty, to kim jesteś Bogiem? A skoro jesteś Bogiem, to czemu masz rozterki i nie wiesz nic? To jedno, a drugie że to jest tak odrealniony i odjechany pogląd, że zwyczajnie nie przyjmuje tego. Przyjmę kosmitów i inne " bzdurne" teorie, ale to jest zwyczajnie nawet nie warte mojego zastanawiania się, bo nie ma nad czym myśleć.
Słabości są w ludzkiej naturze i kiedy nie zagrażają życiu właściciela, ani innych ludzi i są takimi małymi słabościami, to co w tym złego. No owszem siła woli itp, ale w sumie czemu, skoro się lubi coś zjeść. Nie widzisz w tym też jakiejś wolności? Bo ja widzę.
I jeszcze jedno Tobie podobają się krąglejsze kobiety, a nie ich słabości, nie podobałby Ci się też tłuszcz wytopiony z tych kobiet i wrzucony w worek, ani ciastka które jedzą aby wyglądać jak wyglądają. Podobają Ci się one w całości, a Ty niepotrzebnie rozbierasz wszystko na części pierwsze.
W romantycznych wierszach poeci kochają ziemię po której stąpała luba, jej uśmiech, jak jej włosy na wietrze falują itp., ale u Ciebie to nie idzie w tym kierunku.
Nie wiem co Ci poradzić, oprócz wizyty u psychologa. Owszem pofilozofować dobra rzecz i od czasu do czasu fajnie się oderwać od rzeczywistości, tej przaśności i pobujać w świecie niefizycznym, ale na dłuższą metę to nie dla człowieka z krwi i kości. Przyjmuj rzeczy jakimi je widzisz i jakimi je czujesz poprzez zmysły.

Odnośnik do komentarza

Co do solipsyzmu to bierze się to z myśli na temat świadomości. Czy świadomość jest tylko jedna czy jest ich więcej? Mamy daną tylko swoją świadomość i zakładamy domyślnie, że inni ludzie czują podobnie. Nie ma na to żadnych dowodów i mało tego - nigdy nie będzie. A kim jestem ja w solipsyzmie? Wcale nie Bogiem. We wszechświecie istnieje nieskończona liczba wariantów i wszystko gdzieś istnieje. Mamy materię i świadomość (albo świadomości). To co oceniamy zmysłami i przyjmowanie świata takiego jakim go widzimy powoduje błędy w myśleniu. I teraz pytanie skąd mam wiedzieć czy założenie, że inni ludzie są świadomi nie jest błędne? Domyślne ale błędne, tak jak domyślnie ludzie zakładali, że Ziemia jest płaska i do tego pożyteczne bo gdybym wiedział, że inni ludzie nie żyją tak naprawdę to nie miałbym po co żyć a jeśli myślę, że ludzie mają świadomość to jest ten sens. I boję się, że ten sens jest sztuczny i to tylko takie zabezpieczenie przed bezsensem istnienia. Tu jest 50 na 50 szans... No i teraz najgorsze w tym wszystkim jest to, że większość argumentów potraktuję tak, że po prostu to jest iluzja zabezpieczająca mnie przed poznaniem prawdy, że jestem tutaj sam. Nie wiem jaka jest prawda. I to mnie dobija i odbiera życiu sens i uniemożliwia mi bliższe relacje z kimkolwiek. Nie było tego ale to zakochanie zrobiło ze mnie prawie wariata, a na pewno kogoś kto cały czas myśli, sprawdza różne możliwości i analizuje. Najgorsze jest to, że nie ma dowodu obalającego solipsyzm i nie ma dowodów obalających negatywne twierdzenia religijne, których się boję. Tylko teraz nie wiem czy nie ma tylko dowodów tak jak w przypadku istnienia latającego potwora spaghetti a teza jest nieprawdziwa czy może nie ma dowodów ale teza jest prawdziwa. Dlatego odrzucić tego nie mogę, szanse są połowiczne a sama możliwość czegoś takiego może przecież przerażać.
" No owszem siła woli itp, ale w sumie czemu, skoro się lubi coś zjeść. Nie widzisz w tym też jakiejś wolności? Bo ja widzę. "
Chciałbym być szczęśliwy jak i również dać partnerce szczęście. Nie widzę tu wolności tylko złe postępowanie.

"Podobają Ci się one w całości, a Ty niepotrzebnie rozbierasz wszystko na części pierwsze. "

Już rozebrałem na części pierwsze i już i tak nie ma szans żeby kiedyś podobały mi się tak samo jak dawniej. I to nie było niepotrzebne bo jednak ta cecha nie powinna mi się podobać i być jednym z warunków podobania się.

"W romantycznych wierszach poeci kochają ziemię po której stąpała luba, jej uśmiech, jak jej włosy na wietrze falują itp., ale u Ciebie to nie idzie w tym kierunku."

Tak było dopóki nie zacząłem analizować a kiedy już to zrobiłem to nie da się wrócić do poprzedniego stanu. Jednocześnie nie mam innych pragnień niż miłość i romantyczny związek, a i tak to dla mnie niemożliwe przez to nieszczęśliwe zakochanie, które uniemożliwia mi związek.

Zresztą kobiety, które mi się podobają obrzydziło mi również społeczeństwo - ciągle krytykując takie dziewczyny, a od słuchania takich opinii to w końcu wchodzi w podświadomość i nie da się zostać przy swoim guście. Był taki moment, że kobiety całkowicie mi zbrzydły i byłem aseksualny oraz bałem się żeby nie stać się gejem chociaż to jest absurd. Pozbyłem się tego, dawny gust wrócił ale znów podświadomie zacząłem myśleć "nie ona mi się nie powinna podobać bo jest za gruba" i znów popęd znikł. Zacząłem widzieć kobiety w swoim guście tak jak innych ludzi czego do tej pory nie było, zawsze była wokół nich taka "magia" i widziałem raczej całokształt, nawet kolor oczu ciężko było zapamiętać. Teraz widzę każdą część z osobna i analizuję mimo, że tego nie chcę ale podświadomość sama to robi.

Odnośnik do komentarza

Dopiszę jeszcze jedno. Czasami myślałem sobie, że może powinienem się pogodzić z tym jakie kobiety mi się podobają ale nie da rady. Czytam o odchudzaniu, uzdrawianiu itd i widzę, że pewnie niedługo wymyślą jak bez problemu osiągnąć szczupłą sylwetkę a wtedy przestaną mi się podobać figury wszystkich istniejących kobiet. A to przecież dobrze, że nie będzie nadwagi i otyłości. Człowiek dzięki zmianie w myśleniu na poprawne pozbędzie się nadwagi a ja niestety znam to myślenie i te sposoby. Interesuję się psychologią i NLP i niestety poznałem pewną wiedzę na ten temat. Stwierdziłem również tak jak wszyscy inni ludzie, że gustu nie da się zmienić. Z samego tego wynika, że miłość i związek jakiego pragnę jest dla mnie niemożliwy a to jedyne moje pragnienie. Czyli wynika z tego, że albo musi się dać coś co teraz uważam, że się nie da albo dożyć to życie bez przyjemności, w sumie na siłę.

Odnośnik do komentarza

Jak ktoś cię kopnie w tyłek, to to poczujesz i wtedy nie będziesz zastanawiał się, czy ten ktoś istnieje, czy nie. Bo nie powiesz sobie, że to twoja wyobraźnia stworzyła to, że sam siebie kopnąłeś, bo nikogo innego przecież nie ma.
Dziewczyna którą kochasz, wg, ciebie, nie istnieje. Więc co, kochasz tylko swoje wyobrażenie?
Czemu przejmujesz się tuszą, która wg, ciebie nie istnieje, bo jeśli nie ma osoby, to jak może ona mieć nadwagę?
Czemu chcesz miłości, przecież jesteś sam, inni to roboty, a ty przecież jesteś tylko obserwatorem. Po co obserwatorowi inna osoba?
Wystarczy mu on sam, nikogo nie potrzebuje, obserwuje tylko..
Więc czemu nie jesteś szczęśliwy?

Wydaje mi się, że liznąłeś trochę wiedzy, zatrzymałeś się i pogubiłeś.
Zrobiłeś pierwszy kroczek w celu poznania i zachłysnąłeś się tą odrobiną wiedzy, którą zdobyłeś.
Tak, teorii jest wiele, tak wiele jak ludzi, którzy interesują się ezoteryką.
Poznałeś jedną z nich, więc jeszcze nic nie wiesz. Poznaj inne teorie a zobaczysz, jak się wzajemnie wykluczają lub uzupełniają, ale jak je poznasz, to masz szansę na zajęcie własnego stanowiska.
Nie będziesz wtedy zastanawiał się nad tym, co ktoś inny wymyślił, bo sam stworzysz nowe teorie.
Tylko teorie, nic więcej.
Nie ma ludzi nieomylnych, każdy ma jakiś pogląd na dany temat i wcale nie musi on być prawdziwy.
Teraz jesteś jak dziecko, które dostało cukierek i zastanawia się, czemu te wszystkie cukierki są takie miętowe. /lub kwaśne, jeśli takowy dostało, ale tylko ten jeden, jedyny/

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Ludzie nie myślą i nie czują tak samo, wystarczy ich poobserwować, pobyć z nimi. A drugie: gdybyś był tylko Ty, to by oznaczało że nie ma mnie i że jesteś kimś bardzo wyjątkowym, skoro na Tobie zaczyna i kończy się świat.
Myślę że za dużo czasu spędzasz w samotności. Ale to Twój wybór i te rozważania także są Twoim wyborem.
A piszesz że podświadomość analizuje i dzieli na części, nie to Ty dzielisz i analizujesz, zacząłeś tak robić i spodobało Ci się i tak trawisz życie. To tak jak byś lubił pomidory, a potem analizował że jednak nie lubisz bo rosną najlepiej na krowim nawozie, więc wychodzi tak jakbyś jadł krowie gooowna. I tak bez końca..z wszystkim. Albo z srugie strony, no nigdy nie zjesz krowiego goowna. No ale czemu, przecież to coś na czym dobrze rosną wszystkie warzywa, a skoro warzywa są zdowe, to i krowi nawóz musi być zdrowy.. :/
I tak w kółko, a dzień za dniem leci. Ty masz czas, jesteś młody, ja jestem starsza i troche szkoda mi na takie analizy czasu.
Mam nadzieje że Ci coś pomogły te rozmowy.
Są wakacje, wyjdź na dwór, pograj w piłke.

Odnośnik do komentarza

~unna
Jak ktoś cię kopnie w tyłek, to to poczujesz i wtedy nie będziesz zastanawiał się, czy ten ktoś istnieje, czy nie. Bo nie powiesz sobie, że to twoja wyobraźnia stworzyła to, że sam siebie kopnąłeś, bo nikogo innego przecież nie ma.

To nie tak. Wiem, że fizycznie istnieje ale nie wiem czy jest świadomy czy to tylko działanie materii.

Dziewczyna którą kochasz, wg, ciebie, nie istnieje. Więc co, kochasz tylko swoje wyobrażenie?

Nie piszę, że nie istnieje tylko, że nie wiem czy istnieje, to 50/50 szans. A zawsze jest tak, że kocha się osobę na podstawie wyobrażenia o niej bo przecież nie da się w 100% kogoś poznać. Na tym polega wiara i zaufanie czego ja akurat nie mam.

Tak, teorii jest wiele, tak wiele jak ludzi, którzy interesują się ezoteryką.
Poznałeś jedną z nich, więc jeszcze nic nie wiesz. Poznaj inne teorie a zobaczysz, jak się wzajemnie wykluczają lub uzupełniają, ale jak je poznasz, to masz szansę na zajęcie własnego stanowiska.

Widzę, że się wzajemnie wykluczają lub uzupełniają ale to nadal tylko literki na papierku albo ekranie. Ja potrzebuję wiedzieć i posiadać dowody, ludziom wystarczy wiara i przypuszczenia. Tylko, że nigdzie nie słyszałem o takiej chorobie psychicznej polegającej na czymś takim.

przeczytałam - to nie tak, ja po prostu nie potrafię się oszukiwać i wierzyć w coś nie mając dowodów. Dopóki nie analizowałem wszystkiego to podobała mi się ta cecha bo zawsze dawała mi riposty i argumenty na wszystko. W pewnym momencie stwierdziłem, że jestem w stanie logicznie uzasadnić bezsensowną tezę i dostrzegam te manipulacje dosłownie wszędzie. Ta cecha przyszła mi przez naukę NLP i skupienie się głównie na lingwistyce. Kiedyś nikt mnie nie słuchał więc nauczyłem się mówić tak, że wszyscy słuchali i zauważyłem, że mogę wywoływać u ludzi dowolne emocje. Potem sobie myślę, że ludzie nie lubią mnie tylko mój obraz, a ci z którymi jestem szczery pewnie zadają się ze mną z litości. Jedno i drugie nie ma sensu. Potem zacząłem rozważać nad tym co jest prawdą skoro niczego nie można udowodnić, ludzie mają różne teorie i mało tego w kręgach ezoterycznych idę do wróżki a ta mówi mi co myślę (i mam pewność, że to nie manipulacja bo to akurat działka na której się znam). Koleś macha wahadełkiem i mówi mi informacje o mnie, których nie ma prawa sam z siebie znać, a na dodatek przedstawia takie teorie, które są bardzo logiczne i przez moment w to uwierzyłem. Dalej nie wiem czy to prawda czy nie chociaż wolę w takie rzeczy nie wierzyć.
http://swiatducha.wordpress.com/obciazenia-duchowe/krokodyle/
I takie ezoteryczne teorie odbierają radość z życia a ludzie piszą tam o tym z takim przekonaniem, że to na pewno prawda i do tego nie pobierają żadnych pieniędzy za to co nadaje temu wiarygodności. Niestety interesuję się tematami religijnymi i przedtem to było tylko czyste zainteresowanie i zdziwienie, że ludzie wierzyli w takie głupoty ale potem zauważyłem jak bardzo te wszystkie wierzenia są do siebie podobne i mnie to przeraziło. Podobnie jak działanie tarota, w co zupełnie nie wierzyłem a musiałem spalić w końcu te karty co dało od razu spokój od tego.

Odnośnik do komentarza

Moje teorie /dużo z tego jest z książek o wynikach pracy Instytutu Roberta Monroe, znanego i uznanego w świecie -ale także z setek przeczytanych książek i własnych przemyśleń i doświadczeń/
Po naszej śmierci duszyczka ulatuje i tam decyduje się, czy chce pozostać TAM, czy powrócić na ziemię.
Po co? Bo ziemskie życie to nauka, potrzebna do rozwoju duszy. Istotą materialnego świata, jest nieśmiertelna dusza, reszta /nasze ciało/ to zlepek minerałów, który po naszej śmierci, rozpada się.
Dusza, to jest energia, która ożywia nasze ciało i trzyma je w całości, a trzeba pamiętać, że około 80 % to woda.. To jest iskra życia, to jest kod, który podpowiada, gdzie ma rosnąć ręka, gdzie noga.
Czyli człowiek jest zmaterializowaną formą energii.
Bez duszy się nie istnieje, nie ma życia.
Każdy człowiek jest indywidualnością, każdy ma duszę /energię życia/

Aby zdobyć to doświadczenie życia, aby się rozwijać, nie wolno marnować czasu na bezsensowne rozważania, bo stoi się w miejscu, bo człowiek nie rozwija się, czyli dusza nie zdobywa doświadczeń, a po to tu jest.

Myśli, słowa, to też energia. Najlepiej to widać, gdy jeden człowiek rani drugiego, tak jak ciebie ojciec.
On cię nie biczował pasem, tylko słowami i poraniły cię one i zadały rany, które nadal w tobie są.
Ale też ty możesz tak ukształtować swe myśli, by były one twórcze, by zabliźniły się rany, by twoje życie było sensowne. Od ciebie to tylko zależy, od twoich myśli.
Myśli mają moc sprawczą. Możesz budować swe życie, możesz je zmarnować. Twój wybór, bo to twoje życie.

Odnośnik do komentarza

To brzmi przyjemnie ale to nadal teoria...

Problemy, które mam są nierozwiązywalne logicznie. W jaki inny sposób mogę to zrobić? Leki odpadają bo nie mam już ani depresji ani nerwicy. Wyleczyłem wiele przypadłości a na to wszyscy rozkładają ręce :(

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

A kiedy to uczucia, miłość, zakochanie miały cokolwiek wspólnego z logiką? No i chyba w ogóle głębsze relacje międzyludzkie. Czy te toksyczne, czy te dające satysfakcję i poczucie bycia szczęśliwym.
Poczytaj o stanie zakochania, to jest szaleństwo z brakiem logiki na czele. Logiczny może być komputer, no i może socjopata, choć na tym się nie znam.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

No nie znam się - socjopata tu jednak nie pasuje. Ale sa tacy ludzie, którzy z premedytacja posługuja się ludzkimi słabościami i uczuciami, wykorzystując je dla swoich korzyści. Tu pewnie logika by jakaś była.

Odnośnik do komentarza

Miłość nie jest logiczna ale tu powstaje pytanie czy tylko ja czuję to miłość czy wszyscy (poza socjopatami). Właśnie dlatego boję się solipsyzmu. Nie jestem solipsystą ale boję się tego i chciałbym to jakoś obalić.

"Poczytaj o stanie zakochania, to jest szaleństwo z brakiem logiki na czele"

Przez to nieszczęśliwe zakochanie = przegrane życie
To od 1 wejrzenia jest najgorsze bo najbardziej nielogiczne i najtrudniejsze do pozbycia się - zresztą mojej podświadomości nie podoba się pomysł pozbywania się tego uczucia tak jakby to było sprzeczne z człowieczeństwem. Świadomie wiem, że przez to przegrywam życie i nic mnie nie cieszy. Muszę przebywać z ludźmi bo jak jestem sam i zaczynam myśleć to czuję taką pustkę, która nie daje mi spokoju. Wszystko co lubię i jest pozytywne zaczęło się źle kojarzyć i dostrzegam głównie wady i zagrożenia. Jaki tu mam wybór w myśleniu? Musiałbym znać prawdę żeby zmienić myślenie albo ktoś musiałby logicznie obalić to co piszę. Może się da?

"Ale sa tacy ludzie, którzy z premedytacja posługuja się ludzkimi słabościami i uczuciami, wykorzystując je dla swoich korzyści. Tu pewnie logika by jakaś była."

Znam te metody i potrafiłbym się w ten sposób posługiwać ludźmi tylko moralność mi nie pozwala, a myśli w głowie podpowiadają, że jestem frajerem bo nie wykorzystuję tej wiedzy a wszyscy tak teraz żyją. Z drugiej strony najbardziej cenię tych ludzi, którzy mają jakieś specjalne umiejętności i kiedy trafiłem na teorię, że te pozytywne cechy są efektem jakiegoś negatywnego obciążenia duchowego i uznałem, że to pewnie prawda to załamałem się. Teraz odrzucam te teorie z wygody ale przecież nie wiem jak jest w rzeczywistości, a to odbiera wewnętrznie nadawaną przeze mnie wartość ludziom, których lubię i siebie samego.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...